moje tłumaczenie , że "ciąża to nie choroba" na nic się zdały... w efekcie i tak jestem uwięziona przez męża w domu i do tego otoczona zdrową żywnością eh...a idę zrobić sobie inkę...
wychodze do pracy, pach... pogrzeb, wracam z pracy pogrzeb, dostaje sms'a z informacją o pogrzebie, Brunet wraca do domu i mówi, że pogrzeb w sobote jest, więc sami rozumiecie... masakra jakaś
wstyd się przyznać, ale szacowny małżonek miał rację... trochę ostatnio przesadzałam z tym moim "świetnie się czuję" i skończyło się na pobycie w szpitalu i długim zwolnieniu zajadam więc te wszystkie wstrętne "zdrowotności" które mi podtyka pod nos na przemian z prochami od lekarza i odpoczywam... tak dużo ODPOCZYWAM że jeszcze trochę, a zacznę czuć wstręt do łóżka i spania