Straż nocna, czyli Rosjanie znów zrobili, to na co mieli ochotę, zabawili się konwencją i techniką i..całkiem dobrze im to wyszło. To nie jest rosyjska odpowiedź na imperialistycznego Matrixa, oo co to, to nie.. Takiego oryginału już dawno na naszych ekranach nie było i, co najwazniejsze, ruszyło mnie by odświeżyc moje znajomości z literaturą naszych wschodnich sąsiadów. Film na podstawie książki Siergieja Łukianienki, to historia walki dobra ze złem, niby taki banał z Placem Czerwonym w tle i może nawet nie jest to o tyle walka, co zawieszenie broni. Źli kontrolują Dobrych, Dobrzy- Złych. Ma być sprawiedliwie i wszysycy mają prikaz czekania na "Tego Wielkiego". Zanim on jednak nadejdzie, reżyser filmu Timur Bekmambetov, zabiera nas na ulice wspólczesnej Moskwy, żeby pokazac nam jak to straz nocna rozprawia się z wiedźmami i wampirami, klątwami i ogólnym bajzlem, o którym nawet nie mamy pojęcia, że istnieje. A dowiemy się, że istnieje, dopiero w momencie, kiedy ktoś dostanie na nas licencję...Ot taki zaskakująco dobry performensik, który dobrze się oglada, słucha i czeka na część drugą...
A zanim ona powstanie, Independent Prodakszyn nakręci własną wersję :"Straż Miejska", może skromniejsze efekty specjalne, ale bajzel ten sam
