przez keeper » środa, 18 maja 2005, 22:50
"Eternal Sunshine of the Spotless Mind", po naszemu to będzie "Zakochany bez pamięci", pewnie wszysycy już widzieli, a ja jak zwykle wlokę się za karawaną.. Film mnie pozytywnie zaskoczył, bo kiedy widzę nazwisko Carrey, przed oczami stają mi jego konwusyjno-spazmatyczno-niby-śmieszne ruchy z kasowych komedii (poza oczywiście Truman Show), a Winslet- wiadomo "My heart will go on". Tak czy inaczej z połączenia tej dwójki wyszło 108 minut dobrego kina. Ona pyskata neurotyczka. On nudziarz do potęgi n-tej. Z tego nie może wyjśc nic dobrego...I nie wychodzi. Nie wyjdzie. Być może nie wyjdzie. Bo w tym filmie nie ma nic pewnego. Czasem utrata kogoś lub czegoś uświadamia ,jak bardzo było to dla nas cenne. Czasami jest już za późno aby wszystko odkręcić, a czasami tylko dziwny traf sprawia, że dostajemy drugą szansę.
Nie dotykam treści- nie sposób. Film ten mozna odczytywac na wiele sposobów, a każdy z nich będzie oryginalny.
Tak. Jest to film o miłości.........