Aha - rodzice niech pracują i kupują swoim pociechom najnowsze cuda techniki i telefoniki wszystkomające i niech dają pociechom swoim uroczym jak najwyższe kieszonkowe, dzięki czemu te ich szkraby kochane już ich będą bezgranicznie kochać ( w rodziców owych mniemaniu) i zachowywać się w domach jak aniołki, bo przecież mają za to fizycznie namacalne i wymierne korzyści. W szkole zaś niech włażą durnemu belfrowi na głowę, i niech on się martwi - wtedy my, którzy wiemy przecież że nasze maleństwo jest najgrzeczniejszym bobasem na świecie, powiemy mu jak zacznie na nasze dziecko marudzić, że sobie zwyczajnie nie radzi i się do tej zacnej pracy nie nadaje.
Kukułki tak się zachowywują, tyle że wśród ptaków, pomijając fakt, że problem z definicji jest mniej skomplikowany, to pisklę dostajemy od małego i jest szansa je jeszcze wychować. W szkole - nauczyciel dostaje już zepsute do szpiku kości zgniłe jajo. Nauczyciele powinni wychowywać, co też zresztą z anielską cierpliwością robią rozprawiając na przerwach o niebezpiecznej sytuacji Anny W. i o tym, że dziewczynie grozi jedynka, i co też z tym teraz zrobić. A co Anna W. w tym czasie robi? Ugania się na przerwach za chłopakami ze starszej klasy - gówno ją obchodzą oceny, o które martwią się nauczyciele, których nota bene nazywa "nikomu niepotrzebnymi idiotami." Powinni i uwierz mi - starają się, ale jeśli miałbym wyznaczyć granicę stosunku odpowiedzialności za wychowanie dziecka to 60% musiałoby przypadać rodzicom, 20% nauczycielom, i 20% siłą rzeczy kolegom, telewizji i ulicy. Dziś jest tak, że 90% wychowania robi ulica, koledzy i telewizja, a pozostałe 10% nauczyciel, jeśli uda mu się "trafić," "przemówić" do ucznia. Rodzice chcieliby zmian i to jest zrozumiałe, bo tak jak jest - dobrze nie jest, ale oni chcieliby najpewniej by 100% roboty odwalił nauczyciel. A gdzie praca dydaktyczna? Nie byłoby czasu.
Mówisz, że u jednego nauczyciela klasa jest grzeczna a u innego rozwala zajęcia. A ja poproszę o wyjaśnienie dlaczego u tego samego nauczyciela jedna klasa to stado szatanów, a inna to normalne dzieciaki, które po prostu przyszły się uczyć?