Kondratiuka - Trzy laski jadą do wielkiego miasta, żeby spełnić swoje marzenia, poznać księcia z bajki i zostać królewnami. Jadą na kilka godzin, w końcu sobota, a razem z mini jedzie cały pociąg gorącego towaru. Film potwierdza to, co dzisiaj mówi każdy ćpun: rzeczywistość w konfrontacji z projekcją naszych chorych umysłów to dno i dwie warstwy mułu udekorowane Greenpeacem walczącym o ten ściek. Na co terapeuci tupiąc nóżkami krzyczą, że nie rzeczywistość, a te majaki są nic niewartą dzianinką z bazarku występującą w postfreudowskiej przestrzeni w roli różowych okularów z pękniętym szkłem.
W królestwie wszystko to atrapa, lodówka na pokaz, a wóda to woda. Ważne żeby panna uwierzyła w amerykański sen w wersji PRL i przybiła piątkę w wymianie marzeń. Ogólnie w tamtych czasach ludzie musieli dużo marzyć co zaowocowało polskim wyżem demograficznym i rozwojem porno biznesu na zachodzie.
Czy ten film jest aktualny po 30 latach, gdzie mamy feministki, telefony którejś tam generacji, sportowe samochody, kina domowe, unie europejską i sympatie.pl?
Jasne, tylko slang niezrozumiały. Zamiast inżynier powinno być piękny latynos, magistra wymienić na angielskiego gentelmena, motor na BMW, kawiarnie z lodami na trendy miejscówkę z fikuśnymi drinami.. itd. itp.