od jakichś 3dni noszę w sobie dziwną złość.... jestem wściekła na wszystko i wszystkich wókół, nie wiedzieć czemu....
a najbardziej to chyba jestem zła na siebie, tylko że jakoś trudno mi się przed samą sobą do tego przyznać, więc obwiniam otoczenie za to, co sama sobie wybrałam....
żeby się uspokoić i nie zrobić nikomu krzywdy, wsiadłam dziś w smochód i pognałam nad morze.... pomyślałam "jak znajdę na plaży bursztynek, albo chociaż jakiś ładny kamyczek, to zanucę Kulfona i Monikę i już będzie lepiej".... cóż, znalazłam tylko trzy potłuczone butelki i pudełko po margarynie.... ale....
jakoś chyba powoli mi mija....
