"Requiem for a Dream" - wiekszosc juz ten film zna, zatem nie musze go dokladnie opisywac, powiem tylko, ze jest wstrzasajacy i dosc brutalny w swym realizmie, podobala mi sie gra glownych aktorow (Jared Leto i Jennifer Connelly), wlaszcza w ostatniej fazie, gdy wyniszczajacy nalog, zniszczyl rowniez ich szacunek do samych siebie.
"White Chicks" - niezbyt ambitna komedia (cos w stylu New Guy), gdzie dwoch facetow przebiera sie za kobiety i w ten sposob poznaje "od podszewki" płeć przeciwna, ale mozna sie posmiac.

"The Brave" (Odważny) - film opowiadajacy o zyciu w malym miasteczku na prowincji, gdzie zycie czlowieka ogranicza sie do wegetowania z dnia na dzien i marzen o lepszych czasach, kiedy bedzie mozna sie wyrwac do 'lepszego swiata'. z drugiej strony jest to historia czlowieka, ktory dla rodziny (by wyrwac ja wlasnie z tej prowincjonalnej nedzy) poswieca to co, jest najcenniejsze - wlasne zycie.
przyznam tylko, ze zakonczenie mnie zaskoczylo i wzbudzilo lekki niedosyt. choc z drugiej strony... moze wlasnie na tym polega urok tego filmu - widz w wyobrazni moze tworzyc swoj dalszy ciag tej historii...
no i w roli glownej Johny Depp, wiec chociazby z tego wzgledu jest to pozycja godna uwagi.

i wreszcie "Starsza pani musi zniknac" - wedlug mnie bardzo dobra komedia - a staruszka grala fenomenalnie.
