"Tequila" Krzysztofa Vargi.
Duzo przeklenstw, bluzgów, masa spolszczonych angielszczyzmow w stylu: bekstejdż, czilałtrum, picca czy tiwi (

) to wizytowki tej powiesci. Ale nie tylko one, to powiesc stworzona dla mlodego pokolenia i o mlodym pokoleniu.
"My nie jesteśmy lost dżenerejszyn, my jesteśmy w sumie wygrani na maksa. Jesteśmy pierwszą generacją, która jest mocno do przodu. (...) Gdzie się nie rozejrzę, to sami zwycięzcy, aż się rzygać chce(...)"
Glowny bohater zastanawia sie, czy jest wygranym czy tez przegranym w dzisiejszych czasach? czy jesli jest znanym wokalistu zespolu, ktory tworzy niezalezna muzyke (jest "total independent"

jak sie okreslaja jego czlonkowie), to ma szanse zaistniec w dzisiejszym kapitalistycznym swiecie, gdzie liczy sie tylko szmal?
i co warte wspomnienia - cala powiesc to monolog glownego bohatera, ktory niesie trumne swego kolegi z zespolu - ta wedrówka sprzyja niezwykle dekadenckim rozmyslaniom o wspolczesnej rzeczywistosci, okaże sie tez koncem pewnego rozdzialu w zyciu, przelomem... tylko czy aby na pewno przelomem pozytywnym?
Polecam.
