przez cushu » wtorek, 6 wrz 2005, 12:55
, czyli coś mi sie zdaje, że powoli w USA maja dość wielkiego brata.
Kiedys w Polsce był komunizmy i widz mógł zabaczyć sobie taką seksmisje, czy kingsajz. A teraz przecież wszyscy są wolni, a jednak ile razy pojde do kina to tam jakieś Matriksy, Equilibriumy i inne uprzedmiotowione skupiska ludzkie, co to nagle podejmują walke ze Złym Nie Wiadomo Kim, co to siedzi w gabinecie na ostatnim pętrze wielkiego wieżowca i mysli, ze jest kims w rodzaju boga. Oczywiście bohater, który zmieni świat jest zawsze jeden, bo tworcy filmu w inteligencje widza raczej nie wierza i boją się, że jak dadza ich wiecej to się ludzie pogubią i bedzie klops...
Zreszta wracając do Wyspy to powiem że film ciekawy, a to dlatego że sam nie wiem co o nim myśleć. Patrząc na dotychczasowe dokonania rezysera i scenarzystów chodzi mi pogłowie, że chłopaki postanowili zrobić wielki hicior w latwy sposob. Wzieli troche z Matriksa, troche od Orwella i przyprawili szybkimi poscigami. A na tych ostatnich to trzeba przyznac ze rezyser sie zna i tu mu sie udaly.... do polowy. Bo później to już jest wielkie amerykańskie przegiecie.
Z drugiej zaś strony może chodziło o to, żeby powiedzieć, że ludzie juz dawno temu zostali uprzedmiotowieni, stali się rynkiem zbytu, marionetkami masowej kultury, stracili swiadomość tego co prawdziwe. A może raczej aby zapytać nas ile jestesmy w stanie zrobić, żeby przeżyć (i czy faktycznie wszystko?). A może jeszcze o coś innego..
Te wszystkie strzelaniny troche przytlumiaja ciekawa część flimu, ale nie ma co sie dziwić, kiedys w powieściach musiał być romans, a teraz w filmach musza być strzały.
Film jest przewidywalny, momentami ociera się o kicz, a czasami nim najzwyczajniej jest. Mimo to początkowe pościgi bardzo dobre, a po wyjsciu z kina nie jest prosto odpowiedzieć na pytanie o sens filmu. Cos jednak w nim jest, co kaze mi napisac, ze warto poswiecic na niego chwile czasu...