Strona 2 z 3

PostNapisane: poniedziałek, 30 paź 2006, 23:51
przez Flo

PostNapisane: wtorek, 31 paź 2006, 15:52
przez Budyn

PostNapisane: środa, 1 lis 2006, 14:07
przez rysio

PostNapisane: środa, 1 lis 2006, 15:25
przez Xardas

PostNapisane: środa, 1 lis 2006, 17:01
przez Hayes

PostNapisane: środa, 1 lis 2006, 18:30
przez rysio

PostNapisane: środa, 1 lis 2006, 23:13
przez GJPM

PostNapisane: piątek, 3 lis 2006, 16:49
przez Suzy

PostNapisane: piątek, 3 lis 2006, 19:48
przez rysio
Aha - rodzice niech pracują i kupują swoim pociechom najnowsze cuda techniki i telefoniki wszystkomające i niech dają pociechom swoim uroczym jak najwyższe kieszonkowe, dzięki czemu te ich szkraby kochane już ich będą bezgranicznie kochać ( w rodziców owych mniemaniu) i zachowywać się w domach jak aniołki, bo przecież mają za to fizycznie namacalne i wymierne korzyści. W szkole zaś niech włażą durnemu belfrowi na głowę, i niech on się martwi - wtedy my, którzy wiemy przecież że nasze maleństwo jest najgrzeczniejszym bobasem na świecie, powiemy mu jak zacznie na nasze dziecko marudzić, że sobie zwyczajnie nie radzi i się do tej zacnej pracy nie nadaje.
Kukułki tak się zachowywują, tyle że wśród ptaków, pomijając fakt, że problem z definicji jest mniej skomplikowany, to pisklę dostajemy od małego i jest szansa je jeszcze wychować. W szkole - nauczyciel dostaje już zepsute do szpiku kości zgniłe jajo. Nauczyciele powinni wychowywać, co też zresztą z anielską cierpliwością robią rozprawiając na przerwach o niebezpiecznej sytuacji Anny W. i o tym, że dziewczynie grozi jedynka, i co też z tym teraz zrobić. A co Anna W. w tym czasie robi? Ugania się na przerwach za chłopakami ze starszej klasy - gówno ją obchodzą oceny, o które martwią się nauczyciele, których nota bene nazywa "nikomu niepotrzebnymi idiotami." Powinni i uwierz mi - starają się, ale jeśli miałbym wyznaczyć granicę stosunku odpowiedzialności za wychowanie dziecka to 60% musiałoby przypadać rodzicom, 20% nauczycielom, i 20% siłą rzeczy kolegom, telewizji i ulicy. Dziś jest tak, że 90% wychowania robi ulica, koledzy i telewizja, a pozostałe 10% nauczyciel, jeśli uda mu się "trafić," "przemówić" do ucznia. Rodzice chcieliby zmian i to jest zrozumiałe, bo tak jak jest - dobrze nie jest, ale oni chcieliby najpewniej by 100% roboty odwalił nauczyciel. A gdzie praca dydaktyczna? Nie byłoby czasu.

Mówisz, że u jednego nauczyciela klasa jest grzeczna a u innego rozwala zajęcia. A ja poproszę o wyjaśnienie dlaczego u tego samego nauczyciela jedna klasa to stado szatanów, a inna to normalne dzieciaki, które po prostu przyszły się uczyć?

PostNapisane: piątek, 3 lis 2006, 22:09
przez GJPM

PostNapisane: poniedziałek, 11 gru 2006, 22:28
przez K@sia
Obecnie młodzież jest tak ordynarna i nieznośna że nie ma się co dziwić iż nauczyciele wychodzą z siebie i podnoszą głos....
Rodzice mający jakiekolwiek pretensje do nauczycieli powinni poobserwować z ukrytej kamery jak ich kochane aniołki :aniolek2: pokazują różki :twisted: na lekcjach....i dopiero potem oceniać pracę pedagogów i nauczycieli....

PostNapisane: wtorek, 12 gru 2006, 10:06
przez loisslane
Prawdopodobnie narażę się wileu, choć nie jest moim celem obrażanie kogokolwiek. Ale uważam, ze do bycia nauczycielem trzeba się nadawać. Trzeba mieć silne nerwy i charakter, bo zapanowanie nad trzydziestoma dzieciakami to wyzwanie, olbrzymi stres i ciężka praca. Kiedy uczniowie zobaczą, ze nauczyciel jest słaby, juz po nim, wejda mu na glowe. Nauczyciel musi budzic respekt, napisalabym "szacunek", ale to chyba za duze slowo. A respektu nie budzi sie przemoca, karami itp, ale wlasnie sila charakteru. Pamietam moja podstawowoke: byla tam nauczycielka od malo waznego przedmiotu. krzyczala sporadycznie, pal raczej nie stawiala, ale na jej lekcjach byla cisza, porzadek i dyscyplina. Po prostu od poczatku pokazala, ze sie nas nie boi, byla pewna siebie, mowila zdecydowanym tonem, a pochwala z jej ust byla jak najwieksze wyroznienie.
A jacy ludzie zostaja nauczycielami? wybaczcie, ale widze to po znajomych absolwentach studiow. robia na studiach specjalizacje pedagogiczna (uprawniajaca do uczenia) "na wszelki wypadek", bo "jesli nie znajda porzadnej pracy, pojda do jakiejs szkoly". i laduja w szkolach, zapelniajac wakaty, czekajace na prawdziwych pedagow z zacieciem i odpowiednim charakterem. nauczyciele z przypadku, byle jacy, uczacy, bo innej pracy nie znalezli.

PostNapisane: wtorek, 12 gru 2006, 10:08
przez Bruno

PostNapisane: wtorek, 12 gru 2006, 10:10
przez loisslane