przez Konsul » sobota, 24 lis 2007, 19:04
"Natenczas Donald chwycił kartkę z przemówieniem
I posłów zgromadzonych ogarnął spojrzeniem
na mównicy sejmowej dłoń mocno zacisnął,
Wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął,
Zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha
I do płuc wysłał z niego cały zapas ducha,
I zaczął mówić jak wicher, wirowatym dechem
Niesie w Polskę expose i podwaja echem.
Umilkła opozycja, wszyscy zadziwieni
Mocą, czystością, dziwną harmoniją pieni.
Donald cały kunszt, którym niegdyś w partiach słynął,
Jeszcze raz przed uszami słuchaczy rozwinął;
Napełnił wnet, ożywił Polsat i Tefałen,
I zaczął opowiadać plany swe wspaniale.
W przemowie była władzy historyja zbiorcza:
Zrazu odzew koszący: to kampania wyborcza;
Potem jęki po jękach skomlą: to kręcenie;
Lodów tuskawkowych, co dzisiaj są w cenie.
Tu przerwał, lecz kartki trzymał; wszystkim się zdawało,
Że Donald wciąż mówi jeszcze, a to echo grało.
Zaczął znowu; myśliłbyś, że ton kształty zmieniał
I że w ustach tuskowych to grubiał, to cieniał,
Udając głosy zwierząt: to raz w wilczą szyję
Przeciągając się, długo, przeraźliwie wyje,
Znowu jakby w niedźwiedzie rozwarłszy się garło,
Ryknął; potem beczenie żubra wiatr rozdarło.
Tu przerwał, lecz kartki trzymał; wszystkim się zdawało,
Że Donald wciąż mówi jeszcze, a to echo grało.
Wysłuchawszy tuskowej arcydzieło mowy,
Powtarzały je kolumny na sali sejmowej.
Mówi znowu i nowe cuda obiecuje,
A kiedy koalicja uniesienie czuje,
I pada opozycja; aż Donald do góry
Podniósł oczy, i tryumfu hymn uderzył w chmury.
Tu przerwał, lecz kartki trzymał; wszystkim się zdawało,
Że Donald wciąż mówi jeszcze, a to echo grało.
Ilu posłów, posłanek znalazło się w sejmie,
Jedni drugim pieśń niosą, co brzmiała przyjemnie.
I szła muzyka coraz szersza, coraz dalsza,
Coraz cichsza i coraz czystsza, doskonalsza,
Aż znikła gdzieś daleko, gdzieś na niebios progu!
Donald obiedwie ręce odjąwszy, co drżące
Rozkrzyżował; i opadł, na krzesło stojące
Chwiał się. Tusk z obliczem nabrzmiałym, promiennym,
Z oczyma wzniesionymi, stał jakby natchniony,
Łowiąc uchem ostatnie znikające tony.
A tymczasem zagrzmiało tysiące oklasków,
Tysiące powinszowań i wiwatnych wrzasków.
I wszystkich zawołanie w sejmie się telepie:
"Ech morda ty żesz moja, by żyło nam się lepiej!"
Ps. Zasłyszane gdzieś tam.