przez Tisaja » czwartek, 4 sty 2007, 23:05
Darek Świderski
"Lolito..."
Mam powiększone źrenice po nocy.
W mijanym lesie muzyka ścinanych drzew, pachną ich rozdarte trzewia.
Krok za mną rzężenie piły w której zabrakło oleju, plujący pijany drwal,
Płacz palonych liści , trzask kości w pysku psa.
Owidiuszu,
Te krople płynące nocą po jej ciele, to afrodyzjaki z moich łez i potu.
A ja nie umiałem na głos,
W autobusie, w tłumie,
Na światłach i w tej fałszywej ciszy,
Nie umiałem przy tych rozdziawionych ustach, torbach z zakupami,
Przy węszących nozdrzach,
Przy kontrolerach biletów.
Nie umiałem wydobyć głosu
Z białych chusteczek duszy,
Wywinąć miłość z palców zaciśniętych jak na ciężkim młocie,
Z tych zaciśniętych krwawo zębów,
Z bolesnych ust.
Zbierz się głupcze,
Bo opowiedzieć to wszystko,
Wyznać miłość.
To tylko jak
Wyciągnąć z siebie szufelkę z żarem.
Więc
Zrób to,
I sypnij w oczy natrętnym widzom,
I spadnij martwy po pochylni godzin.
Spadałem nie jeden raz.
Więc śpiewałem sam nocami w saunie;
Lolito,
Czasem muszę cię nosić w ustach,
Wielbić i pragnąć w gorączce.
Ty
Układasz język w rulonik i czasem naśladujesz głos szpaka.
Muszę nocami toczyć bitwy na szachownicy z duchem hitlera,
Tak toczyć się w dół, po pasach do trumien,
Otaczać się barykadą butelek,
Pozwalać spacerować po dłoniach mrówkom,
By później je śmiertelnie ściskać.