przez keeper » poniedziałek, 13 lut 2006, 20:05
"Zejście"...i o mały włos ja zaliczyłabym zejście ( senne, nie śmiertelne- przedwczesna niektórych radość). Ale do rzeczy. 6 lasek, którym wydaje się, że są Larą Croft (każdej z osobna, czy zespołowo nie ma różnicy), schodzi głęboko pod ziemię, aby spenetrować jaskinię. Chodzą, chodzą, az schodzą..jedna po drugiej, bo tu oto następuje niespodziewany atak, ze strony pokrytego mazią "czegoś" ( nie wiem jak innym, ale mi to przypominało orki z Władcy Pierścieni). I tu sie zaczyna niezrozumiały dla mnie wątek trwający 3/4 filmu, czyli: bieganie po tych korytarzach, ciemno jak w d..., drą się niemiłosiernie, flaki, krew, ktos komuś czekan wbija w gardło...jednym słowem bajzel na kółkach... Momenty grozy, czyli tzw. elementy zaskoczenia: wiadomo, jak ktoś stoi za rogiem i nagle robi ci buuu, to się przestraszysz- no właśnie elementów zaskoczenia bardzo dużo w "Zejściu", ale inaczej się przecież nie dało. Miało być strasznie, wyszło flinstonowato, czyli jak zwykle u jaskiniowców...
Ryzyko Zejścia macie tu