Co otrzymujemy w drugiej części? Ano to samo co w jedynce, czyli łamigłówkę do rozwiązania, w której stawką są życia bohaterów. Tyle że tym razem twórcy postawili na to, co wydaje się dominujące w horrorach ostatnich lat. Mamy zatem dużą dawkę napięcia i duuużo krwi, co by tradycji stało się zadość. Krew leje się obficie, w wyniku makabrycznych niespodzianek, jakie przygotował Jigsaw, Człowiek-Układanka [juz pierwsza scena wprowadza w ten makabryczny klimat

W tej części postanowiono przybliżyć nam postać samego Jigsaw i filozofię, jaką się kieruje.
Może za dużo tym razem oklepanych już efektów (skojarzenie chociażby z Cube czy Hannibalem), za dużo brutalnych scen, które przesłaniają nam tę inteligentną grę psychopaty. Dodatkowo postać ganiającego z nożem mięśniaka, który przywodzi na myśl klimat takich filmów, jak Teksańska Masakra, raczej wpływa odwrotnie proporcjonalnie na jakość filmu (tzn. owszem przeraża, ale też jest troche kiczowaty). Mimo to scenariusz wciąż zaskakuje, wciąż trzyma w napięciu i wciąż budzi grozę. A to chyba najważniejsze w dobrym horrorze. No i oczywiście - zakończenie, Jigsaw jeszcze raz przygotuje coś zupełnie wyjątkowego, niespodziewanego na deser.

A na rozluźnienie, na duzym ekranie - Elizabethtown
komedia romantyczna z przebłyskami dramatu (kończy sie rzecz jasna happy endem), ale ogląda sie przyjemnie, fajna pozycja na wieczór, a druga rzecz, że obsada z pewnością jest doborowa - w głownych rolach Kirsten Dunst i Orlando Bloom jako Drew Baylor, poza tym Susan Sarandon i Alec Baldwin.
Dunst i Bloom zagrali dobrze, w wielu miejscach potrafili rozbawić swą grą, poza tym bardzo ciepły klimat filmu i ta podróż do korzeni, w poszukiwaniu własnej tożsamosci i szczęścia z ojcem Drew, który znajduje się w...puszce (a raczej, gwoli ścisłości -są tam jego prochy

To jest właśnie ciekawe, że film porusza temat życia i śmierci, podchodząc do niego bardzo optymistycznie,
...i ta małomiasteczkowa, amerykańska rzeczywistość...aż chciałoby się odbyc taką podróż
