[Felieton] Hala cudów i cudaków

Wszystko co dotyczy sportu na różnych szczeblach, od światowego do podwórkowego. Jeżeli masz ciekawe informacje i chcesz się nimi podzielić - to właśnie tutaj możesz o tym napisać.

[Felieton] Hala cudów i cudaków

Postprzez Flo » poniedziałek, 3 kwi 2006, 18:18

Jedziemy z kolejnym felietonem


Pomni bukmacherskich wydarzeń, postanowiliśmy udać się na mecz koszykówki, jako wybitni znawcy basketu. Bilety na mecz drogie, lecz teściowa postanowiła dać nam jeszcze jedną szansę, a co za tym idzie, gotówkę na bilety. Jako zagorzali fani, udaliśmy się na wyjazdowy mecz Anwilu w Sopocie z tamtejszym Treflem.
Lekko spóźnieni wchodzimy na halę. Słyszymy aplauz, jak się później okazało, niespowodowany naszym przybyciem, lecz punktami Trefla. Niestety nie ostatnimi. Zasiadamy na trybunie krytej, w razie gdyby spadł deszcz, ponieważ w Sopocie nigdy nic nie wiadomo.

Na tablicy znaczna przewaga Trefla, a my nawet nie wiemy, w jakich koszulkach grają nasi. Sympatyczna Pani z wąsem oznajmia nam, że Anwil występuje w białych kombinezonach. Rosną punkty graczy Sopotu, wprost proporcjonalnie do mojego ciśnienia. W końcu nie wytrzymałem i wypaliłem „Nagys, wisisz u mnie na plakacie na ścianie, jak przegracie, spadniesz za łóżko!!” Najwyraźniej się tymi słowami nie przejął, ponieważ znów spudłował. Nadzieja więc w Kadziulisie. Wykrzyczałem więc „Kadziulis zacznij grać, bo poznam Cię z moją teściową”. Tak zmotywowałem chłopaka, że na samą myśl załamał się i usiadł na ławie, gorący jak piec, czerwony jak cegła,.

Druga połowa meczu rozpoczęła się po myśli naszych pupili. Dali chłopaki w przerwie po kielichu jarzębiaka na odwagę. Wszak wiadomo, że jarzębina, budzi w nich bestie, po emisji filmu wojennego „Jarzębina czerwona”. Gdy wszystko układało się w jedną całość, nastała ciemność na hali. Myślałem, że zamknąłem oczy, ale sytuacja jest poważna. Padł agregat, pamiętający czasy lądowania Talibów w Klewkach. Bajka o napięciu opowiada, iż na pięciu napadło dziesięciu, więc napięcie wróciło po dziesięciu gołotach i zaiskrzyło światełko w tunelu. Mecz mógł być dalej rozgrywany, mógłby, gdyby nie tajemnicze zniknięcie Nagysa i Crispina. Nieoficjalnie mówi się, że widziano ich tydzień później w Machaczkale w Rosji na wczasach zakładowych.

Osłabiony Anwil przegrał z kretesem, jak Lepper w przyszłych wyborach. Słynny bohater książki „Na Jagody” Goran Jagodnik skarcił Anwil, niczym moja teściowa mnie, gdy nie skopie ogródka.
Na usta ciśnie się jedno słowo ZMOWA. Zostaliśmy oszukani przez, Nagysa i Crispina, agregat i teściową, która wystawiła nasze walizki za drzwi domostwa, śmiejąc się w niebogłosy i mówiąc „Kadziulisa poznałam już dawno temu, na dancingu w sanatorium w Machaczkale” Tym sposobem Machaczkałe dopisujemy również do zmowy przeciwko nam, kibicom sportowym.

Przedstawione wydarzenia są prawdziwe mniej więcej w 50%
Avatar użytkownika
Flo
Arcymistrz
 
Posty: 3981
Dołączył(a): czwartek, 2 lut 2006, 10:58
Lokalizacja: pod spodem
Gadu-Gadu: 0

Powrót do :: sport

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości

cron