... wróciłam... zmasakarowana finansowo ... przemarznięta... zmęczona... zamulona chorobą lokomocyjną... osłabiona nocnymi "integracjami" przy ognisku ... zdaje się, że stęskniona.... i zarazem szczęśliwa, że wreszcie zasnę w swoim łóżeczku... no tak... podsumowując - wekendowy wyjazd fenomenalny... do tej pory boli mnie szczęka od nadmiaru dobrego humoru... i nogi od pieszych wycieczek... tyle ciekawych miejsc... tyle interesujących wydarzeń... a tylko jedna mała główka... zdaje się, że kilka dni zajmie mi dochodzenie do siebie
dalej mi smutno wiem moze przesadzam ale nie wiem jak przezyje te 6 dni,,, pozniej juz bedzie latwiej, a teraz nastroj--> beznadziejny, pustka i lzy w oczach