bo potem jakieś głupoty przychodzą mi do głowy

...całe szczęście nie doszło do skandalu...
hym...chyba "ten na górze" jednak nade mną czuwa...
inaczej do dziś miałabym wypieki na buzi

tak czy inaczej wekend skończył się dla mnie mimo dogryzek i tłumaczeń całkiem pomyślnie...a na koncie doświadczeń wpisałam sobie
- niespodziewanie energetyzujące disco z dużą ilością soli, cytryny i jeszcze czegoś takiego ohydnego...
- złamaną nogą brata...
i jedną skromną nocą poza domem

bilans całkiem emocjonujący ....
eh... jak mój nastrój w te urokliwe dni


a teraz zamiast myśleć o wygodnym łóżku
kawa, kawa, kawa
i zaczynamy kolejny tydzień pasjonujacego życia
